SzlakowyMarcin

ZOBACZ RÓWNIEŻ:

24 grudnia 2020
         Dzień 9 i 10 mojej wielkiej wyprawy, do tej pory wszystko układało się bardzo dobrze poza zmianą planu w 2 dniu. Trochę zabalowałem w Aoscie
09 lipca 2020
Dziś o czym innym niż górska wędrówka, ale bez sprzętu nie byłoby wędrówki. Wyposażenie każdego górskiego łazika jest uzależnione od własnych preferencji, zasobności portfela i
07 lipca 2020
Po długich męczarniach na studiach semestr dobiegł końca, ostatni sobotni egzamin szybkie pakowanie i wyjazd w stronę gór. Jak się okazało spakowałem się całkiem bezsensownie,
Mont Blanc - Wielki Finał 08-09.09.2020

         Dzień 9 i 10 mojej wielkiej wyprawy, do tej pory wszystko układało się bardzo dobrze poza zmianą planu w 2 dniu. Trochę zabalowałem w Aoscie do tego zmęczyła mnie długa jazda po serpentynach z Włoch przez przełęcz Św Bernarda do Szwajcarii a następnie do Francji. Praktycznie cały odcinek był trudny do jazdy w nocy: serpentyny, zakręty zjazdy i podjazdy, wszystko w całkowitej ciemności. Dopiero światła Chamonix trochę mnie rozbudziły. Na parking w Les Houches dojechałem koło 22:20, zjadłem kolację i położyłem się spać. W głowie kłębiła się cały czas jedna myśl "Co Ty chłopie wyprawiasz". 

 

         Ranek 08.09.2020 ciężka noc jeszcze cięższy poranek. Widoki z parkingu lekko mnie pocieszyły, ale nie dodały zapału. Na śniadanie zjadłem resztki włoskiej pizzy. Ponad godzinę pakowałem plecak, żeby o niczym nie zapomnieć. Najważniejsza rzecz w tym dniu to kwitek z rezerwacją w schronisku (sprawdziłem 2 razy jest na swoim miejscu w plecaku). Po spakowaniu całości podnoszę plecak i stwierdzam o cholera ciężkie to. Trasę postanowiłem sobie trochę skrócić wjeżdżając kolejką linową na wysokość stacji tramwaju Bellevue. Ta przyjemność kosztowała mnie 10E, ale to nic tramwaj w jedną stronę kosztuje 31E. Od tego momentu rozpocząłem swoją przygodę i od razu dylemat. Przy stacji tramwaju duże tablice zabraniające poruszania się wzdłuż torowiska, a taki był pierwotny plan. Po chwili namysłu postanowiłem najpierw wejść na Mont Lachet. Podejście było dość strome bo górka jest dość wybitna, ale pierwszy szczyt udało się zaliczyć idąc średnio przyjemnym leśnym szlakiem. Była to bardzo dobra decyzja ponieważ widok ze szczytu zwalał z nóg miałem po raz pierwszy tego dnia u swoich stóp całe Chamonix oraz rewelacyjną panoramę całego pasma alpejskiego. Na szczycie spotkałem starszą francuską parę, chwilę porozmawialiśmy i udałem się w stronę torowiska. u podnóża Mont Lachet jest też stacja tramwaju na szczęście tutaj już nie było znaków zabraniających wędrowania przy torowisku więc skrzętnie skorzystałem z zaproszenia. Wejście tą drogą jest bezpieczne, podbitka torowiska jest bardzo dobrze ubita, torowisko jest szerokie więc ewentualna mijanka z tramwajem nie sprawia żadnych problemów, dodatkowo zbocze jest zabezpieczone siatką, aby kamienie nie spadały na tory. Muszę przyznać jest stomo i to nawet bardzo. Po drodze znajdują się 2 tunele każdy z nich można(należy) obejść na co wskazują znaki, ponieważ tam jest ciasno i człowiek z tramwajem miejscami miałby problemy się minąć. Zaraz za drugim tunelem znajduje się stacja końcowa tramwaju Nid d'Aigle. Tutaj zaczyna się prawdziwa górska zabawa. Podejście jest wyjątkowo paskudne po grząskich kamieniach w iście pustynne scenerii. Słońce niemiłosiernie prażyło podgrzewając kamienie. Szło się ciężko dodatkowym utrudnieniem był źle oznaczony szlak. Co parę metrów można było śmiało wybierać 1 z 4 wariantów podejścia. Jak się trafiło źle to kamienie same spod nóg uciekały. Pomimo dużej ilości ludzi na szlaku, pojawiły się kozice, które dziarsko i beztrosko sobie śmigały czasami zrzucając kamienie nad tobą. Dochodząc do Baraque des Rognes wiem, że jestem w połowie drogi między Refuge du Nid d'Aigle, a Tête Rousse Hut tutaj wykonuję zwrot o 90stopni i udaję się w kierunku południowo wschodnim. Początkowo idziemy płaskowyżem, ale niedługo potem mamy strome podejście które nas wprowadzi na lodowiec(resztki) Tête Rousse. Idąc grzbietem zbocza(granią bym tego nie nazwał) mamy fantastyczny widok rozciągający się na okolicę. Ten fragment jest stromy, trochę lepiej oznaczony, ale wydaje się nie mieć końca. Mój cel schronisko widzę dopiero przy końcowym podejściu wchodząc tuż przed wejściem na lodowiec. Chwilę wcześniej miałem kontrolę. W myśl przepisów obowiązujących w 2020r. Każda osoba chcąca zdobyć Mont Blanc musi mieć wykupiony nocleg w jednym z 3 schronisk lub polu namiotowym przy Tête Rousse.

 

"Biwakowanie w zabronionych miejscach może być zagrożone 2 latami więzienia i 300 tys. euro kary, każdy kto buntuje się przeciwko działaniom osób odpowiedzialnym za realizację dekretu jest zagrożony karą 2 lat więzienia i 30 tys. kary, a w przypadku grupy kara może wynosić 3 lata i 45 tys. euro." 

 

Dodam bo wielu znajomych pytało: Wchodząc na szczyt nie trzeba mieć wykupionego przewodnika wystarczy sam nocleg.

 

Ostatnie kilkaset metrów pokonuje się w śniegu, udało się ten fragment przejść bez raków. W schronisku sporo ludzi, na szlaku jak i w schronisku dużo Polaków. Zameldowałem się i otrzymałem miejsce w pokoju 8 osobowym. Jako, że dotarłem do schroniska przed 16 mogłem spokojnie zrobić sobie obiad i przepakować plecak. Wszystko co niepotrzebne zostało przełożone do torby i zostawione w szafce. resztę wieczoru podziwiałem zbocze Col de Bionnassay oraz Grand Couloir (także: Couloir du Goûter, potocznie: Kuluar Rolling Stones, Żleb Śmierci). Z tarasu schroniska było widać praktycznie całe podejście, aż do schroniska Gouter, można było również obserwować wspinaczy, którzy podjęli się podejścia do górnego schroniska. Kuluar jak i lodowiec strasznie się kruszyły co chwile było słychać spadające kamienie lub odłamki lodu. Czasami można było zauważyć zmieszanie na twarzy niektórych wspinaczy, każdy z nas wiedział, że jutro to my staniemy twarzą w twarz z przeznaczeniem. 

Podsumowanie:

Przebyta odległość: 6,79km

Czas wędrówki: 4h52min

Suma podejść: 1395m

Godzina ruszenia na szlak 10:44

Schronisko osiągnięte o: 15:32

 

09.09.2020 Wielki dzień

Po krótkiej drzemce, choć raczej można powiedzieć medytacji. Jedna grupa z mojego pokoju wychodziła już o 23, inni o 1, a ja planowałem o 3. Więc na komfortowe warunki nie ma co liczyć. Gdy przyszła na mnie kolej miałem już praktycznie wszystko przygotowane do wyruszenia. Picie, jedzenie plecak spakowany, więc zjadłem przebrałem się i wychodzę sam... Schronisko było już ciche po wyjściu na zewnątrz rozbudził mnie chłód oraz księżyc świecący mocno jak latarnia. Spoglądając w górę widziałem kontur, zarys zbocza oraz migające co jakiś czas światła czołówek. 

Wziąłem mocny wdech i ruszyłem przed siebie w tę ostatnio drogę. Początkowy fragment udało mi się przejśc bez konieczności wyciągania i zakładania raków, choć śnieg był bardzo mocno zmrożony to były w nim już wyżłobione schodki. Po krótkim marszu docieram do kamienistego grzbietu, który doprowadza mnie pod kuluar. Na szczęście w nocy ten jest nie aktywny, śpi by atakować zajadle przez cały słoneczny dzień. Samo wejście do kuluaru jest dość nie wygodne po sypkich kamieniach. Przechodząc przez ten jeden fragment wyczuwa się napięcie. Dzielnie spoglądałem w górę, jakby mówiąc górze "nie boję się Ciebie" Przejście Kuluaru zajmuję około 2 minut. Po drugiej stronie odczuwa się lekko ulgę. Kolejny etap to wspinaczka w czasami w dosłownym tego słowa znaczeniu. Na szczęście szlak jest lepiej oznaczony, miejscami ubezpieczony stalową liną, jest stromo i to bardzo. Wchodząc w dodatku w nocy nie widzimy tego, ale droga powrotna to inna bajka. Na tym etapie za bardzo nie ma jak zgubić szlak trawersuje się zbocze prawo - lewo, ale miejscami można zboczyć za bardzo co od razu objawia się dużą ilością luźnych skał. Miejscami trzeba mieć świadomość, że dwa krok od nas jest przepaść. Parę osób udało mi się minąć po drodze, bez większych przygód docieram partii szczytowej. Gdzie już trzeba założyć raki. Od tego momentu, aż do szczytu idę w rakach, mijając schronisko Gouter rozpoczynając pierwsze mozolne podejście pod Col Du Dome. Uwierzcie mi wchodzenie w rakach pod górę to prawdziwa katorga. traci się bardzo dużo sił. Po wejściu na przełęcz naszym oczom ukazuje się schron Vallot, szpiczasta lodowa grań którą biegnie szlak i górujący nad tym wszystkim szczyt Mont Blanc. Widok jest piękny, ale jeżeli człowiek zacznie kalkulować ile jeszcze ma drogi i jak dużo podejścia przed sobą to zaczyna wątpić w siebie. Jak przez prawie cały wyjazd pogoda dopisywała. Słoneczko świeciło bardzo mocno, a wiatru jak na razie nie było. Idąc przez te lodowe pustkowia można się tylko co chwile zachwycać, ten widok nigdy się nie nudzi. Jedynie te podejścia pod górę bardzo szerokimi trawersami psują trochę humor. Po osiągnięciu schronu Vallot znowu zadajesz sobie pytanie " dlaczego to tak daleko musi być" rzeczywiście stojąc w tym miejscu czujesz, że czeka Cię jeszcze sporo pracy. W tak idealnych warunkach pogodowych jakie miałem była to czysta przyjemność. W głowie tylko powtarzałem sobie lewa, prawa, lewa, prawa, lewa,prawa, przerwa. Najbardziej zdziwiło mnie to, że minąłem Nepalczyka, który miał zadyszkę. Co tu się więcej rozpisywać, powoli krok po kroku dotarłem do celu. Z mniejszymi bądź większymi kryzysami, ale się udało. Zdobyłem Mont Blanc tuż przed 11. Niestety tą chwilą długo się nie cieszyłem z powodu piekielnie silnego wiatru. Wiało tylko w partii szczytowej, ale tak mocno, że palce u rąk po 2min drętwiały. Droga na szczyt zajęła mi troszkę ponad 7 godzin. Schodzeniew rakach jest na szczęście dużo bardziej komfortowe. Tę samą trasę w drugą stronę pokonałem w 5h z godzinną przerwą w schronisku Gouter. Schodząc z Goutera w dół dopiero można było zauważyć w świetle słońca jak stromy to szlak. W dodatku co chwile było słychać obrywy skał w kuluarze. Trawersując kuluar spojrzałem znowu w oczy bestii, ta jednak nie zaryczała. Choć dosłownie 2 min później poleciał znowu solidny odłamek skały. Zerknąłem tylko za skały czy dwaj starsi panowie są już w kuluarze czy jeszcze czekają. na ich szczęście jeszcze czekali. Chwile potem jeden przeszedł a drugi znowu musiał uciekać przed kamieniami. W tym dniu nie było ofiar, ani rannych. Wszyscy bezpiecznie minęli ten piekielny fragment. W Tete Rousse zjadłem obiad zabrałem resztę pozostawionych wcześniej gratów i kontynuowałem schodzenie. Nie było to niestety miłe. Straciłem koncentrację i chęci do czegokolwiek. Do tego te cholerne sypiące się pod nogami skały. Gdy dotarłem do stacji tramwaju już nikogo nie było. Przypuszczałem, że na kolejkę linową też się już raczej nie załapię co okazało się niestety prawdą. Więc musiałem do samego miasta schodzić pieszo. szlak prowadził przez las bardzo ciemny gęsty las. Ścieżka miejscami była dość wąska, mały włos, a bym się stoczył w dół zbocza, bo noga mi się ześliznęła. Nie zauważyłem zwężenia i zbyt szeroko postawiłem stopę. Wtedy zrozumiałem, że to jeszcze nie jest koniec mojej wędrówki i trzeba wziąć się w garść. Ostatnie 1h schodzenia w ciemnym lesie plus 40 min kluczenia bocznymi uliczkami przy wypasionych chałupach doprowadziły mnie w końcu na parking gdzie mogłem odtrąbić sukces. Moja wielka wędrówka dobiegła końca. Co dalej czas pokaże, ale nie będzie to historia pisana różowym kolorem.

Odpowiadając na pytania:

Jak oceniasz stopień trudności: Dałeś sobie radę na Orlej Perci dasz sobie radę na MB

Trzeba mieć jakiś kurs?: Wchodziłem bez kursu taternictwa, szkolenie w rakach i użycia czekana przeszedłem parę dni wcześniej na Wildspitze. Dałem radę, ale jak się nie czujesz na siłach przećwicz w polskich górach.

Trzeba mieć kurs wspinaczkowy?: Absolutnie nie trudniejsze miejsca są zabezpieczone linami i klamrami, tak jak w Tatrach

Najważniejsza rzecz?: AKLIMATYZACJA bez dobrej aklimatyzacji nie ma co pchać się na siłę w górę. Ja spędziłem napierw 1 dzień na Wildspitze śpiąc na wysokości 2000m, później miałem nocleg na wysokości 4100m i wejście na 4500m. Mój organizm był bardzo dobrze przygotowany na wysiłek.

Druga sprawa sprzęt, RAKI, ODZIEŻ TECHNICZNA to wg mnie jest podstawa. 

Czy trzeba mieć opłaconego przewodnika?: W 2020r. Nie. Należało wykupić obowiązkowo nocleg w jednym ze schronisk.

Pojechałbyś jeszcze raz?: Kiedy wyjazd milordzie? Już się pakuję.

Podsumowanie:

Przebyta odległość: 27,9km 

Czas wędrówki: 18h

Suma podejść: 1934m

Godzina ruszenia na szlak 3:52

Godzina szczytowania: 11:00

Zejście do samochodu: 22:05

 

 

 


 

24 grudnia 2020

 

Created with WebWave

Zapraszam do kontaktu. Jestem otwarty na propozycje wspólnych wyjazdów. Chętnie też wybiorę się w dowolne miejsce w górach by je później opisać.

Jeżeli masz pytania o jakiś konkretny szlak pisz!!!

Z miłą chęcią spróbuję odpowiedzieć na nurtujące Cię pytania. Ewentualnie pojadę i sprawdzę trudność szlaku za Ciebie :)
 

 

Podpowiedź:

Możesz usunąć tę informację włączając Pakiet Premium

Ta strona została stworzona za darmo w WebWave.
Ty też możesz stworzyć swoją darmową stronę www bez kodowania.